Marian, Maniek, Maniuś, Maniusiek. Mój mały kociaczek. No dobra, może z tym kociaczkiem to trochę przesadziłam, choć jeszcze niedawno rzeczywiście był maleńki. Trafił do nas pod koniec czerwca ubiegłego roku i nie miał wtedy nawet miesiąca. Mała, ruda, puszysta kulka o niebieskich oczkach.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Kociaczek podrósł i zamienił się w tygrysa o złotych oczach, dokuczającego Kazi. I to dokuczającego tak, że aż furczy. Kazia furczy, oczywiście. I warczy. A on sobie z tego nic nie robi.
Maniek kocha P. bardziej. Przyznaję. Ale i tak śpi ze mną, a rano prosi, żeby wziąć go na ręce i trochę poprzytulać. Taki słodziak nam się trafił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz