No właśnie? Właściwie po co mi drugi kot? Po tych wszystkich
wrzaskach, kocich histeriach i gonitwach. Po zasikanych kozakach i pościeli. I
po tym strasznym smutku, który nastąpił, gdy tylko w naszej małej rodzinie zaczęło
się nieco lepiej układać.
W sumie to nie znam odpowiedzi na to pytanie. Mam przecież Kazię, którą kocham ponad wszystko. Która jest spokojna i grzeczna. Która nie niszczy mi ciuchów i nie śpi na głowie. Drugi kot miał być jej towarzyszem, kumplem. Okazało się inaczej, Kazia nie polubiła Helmuta. Zaczęła go tolerować, ale do przyjaźni było jeszcze daleko.
Minęło jednak trochę czasu. I wiele łez. I znów w naszym
mieszkaniu pojawił się drugi kot. Choć gościł u nas tylko przez kilka tygodni,
to przez ten czas nasze cztery kąty znowu były „pełną chatą”.
I pewnie dlatego, gdy tylko dostałam MMSa ze zdjęciem puchatych
kulek i informacją, że już niedługo kociaki będą szukać domów, nie wahałam się
ani sekundy. Od razu wysłałam wiadomość do P: „Bierzemy rudego?”. Na odpowiedź
nie musiałam długo czekać: „Tak”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz